POLSKO-UKRAIŃSKI CMENTARZ WOJENNY W KIJOWIE-BYKOWNI
Las w Bykowni kryje tajemnice okrutnej epoki stalinowskiej, począwszy od Wielkiej Czystki 1937. W morzu krwi, którą wtedy przelano, jest także polska kropla. Tu spoczęli Polacy, ofiary Zbrodni Katyńskiej, więzieni na Ukrainie po 17 września 1939 i zamordowani w 1940 roku. Ten ślad Katynia łączy ludzkie losy i tragedię osieroconych z różnych narodów.
Kiedy w 2012 roku Polski Cmentarz Wojenny w Bykowni opustoszał po uroczystości poświęcenia, zostaliśmy tu trochę dłużej. Były słoneczne, wrześniowe dni. I okazało się, że kijowianie, odwiedzając ten piękny las w wolnym czasie, zachodzą i tutaj. Czytali polskie tabliczki epitafijne i napisy na bramie pamięci. Ktoś poruszył serce dzwonu. Wierzymy, że gospodarze tej ziemi, a zarazem goście na Polskim Cmentarzu Wojennym, rozumieją wspólną, straszną historię, która tu spoczęła.
Ліс в Биківні приховує таємниці жахливої сталінської епохи, починаючи від Великої Чистки 1937 року. В морі крові, яку тоді пролили, є також краплина крові польської. Тут спочивають поляки, жертви Катинського Розстрілу, котрих увязнено в Україні післі 17 вересня 1939 року і замучено в році 1940. Той Катинський слід поєднує людські долі та трагедії сиріт з різних народів.
Коли в 2012 році Польське Військове Кладовище в Биківні опустіло після урочистості посвячення, ми затримались там на довше. Були сонячні, вересневі дні. І виявилося, що кияни, гуляючи на дозвіллі в тому красивому лісі, заходять також сюди. Читають польські епітафійні таблички та написи на брамі памяті. Хтось сполохав серце дзвону. Ми віримо, що господарі цієї землі, а також гості Польського Військового Кладовища розуміють спільну, страшну історію, яка покоїться тут.
kwiecień 2022
Zignorowana lekcja z historii
W 2015 roku nakładem Narodowego Centrum Kultury w Warszawie ukazał się album fotograficzny pod tytułem Cień Katynia. Bykownia. Był on moją próbą udokumentowania jednego z miejsc, w których nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni skrzyżowały się przerażające, niezawinione losy dwóch słowiańskich narodów, obywateli Polski i Ukrainy.
[Trzeba w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że w tę tragiczną i nie do pojęcia historię Bykowni, wplątano ponadto nawet 40 innych narodowości…]
Do wspomnianego spotkania w bykowniańskim Lesie, pod koniec lat trzydziestych XX wieku, doprowadzili przedstawiciele trzeciej słowiańskiej nacji, funkcjonariusze totalitarnego Związku Radzieckiego, sowieckiej, bezwzględnej Rosji.
24 lutego 2022 roku ten sam niezmienny system podłych, prymitywnych wartości, odrażających idei i okrucieństwa zwrócił się przeciwko już bardzo europejskiej, samodzielnej i wolnej Ukrainie. Współczesna, autorytarna Rosja zbrojnie i bezpardonowo zaatakowała naszych Sąsiadów, obierając za cel Wszystkich mieszkańców Ukrainy.
Ciężko żyć ze świadomością, że całe zło i odczłowieczenie Związku Radzieckiego tak brutalnie powróciło do nas w XXI wieku… Trudno odpędzić myśli, że takie miejsca jak Las w Bykowni, z bezmiarem ruczników i tabliczek nagrobnych na pniach drzew, nie pojawią się ponownie… Za naszego życia, w świecie, który fałaszywie, jak się okazuje, określamy mianem bezpiecznego, nowoczesnego i cywilizowanego.
Być może Cmentarz w Bykowni już nie istnieje, może w wyniku działań rosyjskiego wojska został poważnie uszkodzony lub całkowicie zniszczony. Tego nie wiem i na ile mogę, bronię się przed takimi wiadomościami. Pomyślałem jednak, że odtworzę tutaj wydrukowane wydanie wspomnianego albumu.
Nie chcę zostać źle zrozumiany, ale Las w Bykowni, który pamiętam z mojej pierwszej w nim wizyty był tak zwyczajnie, po prostu, był pięknym miejscem. Czy samozwańcza, wzruszająca pamięć o Najbliższych może nie być piękna?
Tymon Kretschmer
(fotografie)
Do Lasu w Bykowni po raz pierwszy pojechał w 2011 roku podczas prywatnego wyjazdu potomków Ofiar Zbrodni Katyńskiej.
Poruszony i zafascynowany potęgą ludzkiej pamięci oraz staraniami o odkrywanie prawdy historycznej, powracał do Lasu jeszcze trzykrotnie.
Nieodrobiona lekcja z historii
Bykowniańskie mogiły i czwarty cmentarz katyński
Przy drodze wyjazdowej z Kijowa w kierunku na Charków, zaledwie kilka kilometrów od ostatniej stacji metra, stoi człowiek. Dziwny to pomnik: przy głazie z napisem „1937” widnieje sylwetka łagiernika, ubranego w charakterystyczny obozowy strój, z czapką w ręku, z workiem, kryjącym nędzarski dobytek zeka. Napis głosi, że stąd zaczyna się droga do bykowniańskiego memoriału. A dokładniej: cały las, na skraju którego się znaleźliśmy, to wielkie cmentarzysko.
„Trzydziesty siódmy” to jedna z krwawych dat w kalendarium narodów, które w XX stuleciu miały nieszczęście znaleźć się pod panowaniem Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Totalitarny system pod górnolotnymi hasłami „dobra ludzkości” i fasadą „nowego, wspaniałego świata” ukrywał masowe zbrodnie, które do dziś nie są do końca poznane, nie były osądzone, a ich ofiary w wielu miejscach przez dziesięciolecia czekały – i nadal czekają – na godne upamiętnienie. Jednym z takich miejsc, gdzie w bezimiennych grobach spoczęli zamordowani podczas Wielkiej Czystki 1937 roku i potem, jest Bykownia pod Kijowem. Tu także prowadzi ślad Zbrodni Katyńskiej.
Izabella Sariusz-Skąpska
(narracja)
Wnuczka Bolesława, prokuratora zamordowanego w Katyniu. Od 1989 roku wraz z Ojcem, Andrzejem, współtworzyła Rodziny Katyńskie.
Pamięć i pamiętanie są jej pasją: kiedyś napisała doktorat o polskiej literaturze łagrowej, na co dzień jako prezes Federacji Rodzin Katyńskich opowiada o życiu konkretnych ludzi z przeszłości.
Kiedy po raz pierwszy dotarłam do bykowniańskiego lasu w 2007 roku, byłam przygotowana „teoretycznie”. Mój Dziadek, Bolesław Skąpski, zginął w Katyniu. Na życiu mojego Taty i całej rodziny zawsze kładł się cień katyńskiego kłamstwa, bo w peerelowskiej Polsce nie wolno było głośno mówić prawdy o tej tragedii. Pierwszym gestem wolności po wyborach 1989 roku była pielgrzymka do Katynia. Potem było tworzenie się Rodzin Katyńskich i codzienne dążenie, aby zabezpieczyć każdy ślad i dowiedzieć się jak najwięcej, a przede wszystkim – aby zbudować Polskie Cmentarze Wojenne w Katyniu (gdzie zginęli jeńcy Kozielska), Charkowie (jeńcy Starobielska) i w Miednoje (jeńcy Ostaszkowa). Trzy cmentarze katyńskie powstały w 2000 roku.
Przez lata wracało pytanie o losy ofiar Zbrodni Katyńskiej, które przebywały w więzieniach zachodniej Ukrainy i Białorusi i zginęły jako wyselekcjonowali „wrogowie ludu” mocą rozkazu z 5 marca 1940. Już w latach 1990. dotarły do Polski pierwsze ślady, że w Bykowni leżą Polacy. Dzięki badaniom prokuratora Andrieja Amonsa pojawił się „ukraiński ślad Katynia”*, ale dopiero w 1994 roku zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, generał Andriej Chomicz, przekazał polskiemu prokuratorowi Stefanowi Śnieżko spis 3435 nazwisk – tak zwaną „ukraińską listę katyńską”. Ta skrótowa nazwa rani mieszkańców tej ziemi: brzmi tak samo dwuznacznie i obraźliwie, jak dla nas „polskie obozy zagłady”, a dzisiejsi obywatele niepodległej Ukrainy chcą, aby pamiętać o nich jako o ofiarach stalinowskiego systemu. Dla nas „lista ukraińska” znaczy po prostu, że mówimy o Ofiarach Zbrodni Katyńskiej, więzionych na Ukrainie i tutaj zamordowanych: w Kijowie, Chersoniu, Odessie… Nie wszystkie miejsca są znane: wiadomo, że większość zginęła w Kijowie, dlatego to właśnie w Bykowni jest Ich symboliczny cmentarz. W 2012 roku tutaj poświęcono czwarty cmentarz katyński.
Kiedy w 2007 roku wchodziłam do bykowniańskiego lasu, czwarty cmentarz katyński był tylko pragnieniem serc Rodzin Katyńskich. Byłam w Kijowie „wakacyjnie”, poznawałam miasto, zwiedzałam muzea i co dnia trafiałam na słynną uliczkę świętego Andrzeja, nieuchronnie wracając pod dom Bułhakowa. Kijów był wtedy dla mnie dekoracją do lektury Białej gwardii, a każdy napotkany czarny kot – zapowiedzią Behemota z Mistrza i Małgorzaty. Odsuwałam „obowiązkową” wyprawę do Bykowni. I wreszcie, w ostatni dzień pobytu, znalazłam się tam, w poczuciu, że odrabiam zadaną lekcję, ale przecież lekcję dobrze znaną. Znam na pamięć Katyń, przeczytałam bibliotekę książek o stalinizmie. Co nowego mogę zobaczyć i przeżyć?
I wtedy przytrafiła mi się Bykownia. Łagiernik stojący na skraju lasu. U jego stóp wyschnięte wieńce. Smutek. Beznadzieja. Zapomnienie. Składałam się do zdjęcia, kiedy na poboczu bardzo ruchliwej drogi zatrzymał się samochód. Wysiadło dwoje starych ludzi, dosłownie podbiegli do pomnika, szybciutko złożyli bukiecik kwiatów i równie szybko zniknęli… No, tak, zaparkowali nieprzepisowo? Nie, to nie było to. Policzyłam: sądząc z wyglądu, oboje byli dziećmi, kiedy szalała Wielka Czystka 1937. Może gigantyczny mord pochłonął kogoś bliskiego? Rodziców? A ten pośpiech to dalekie, lecz ciągle żywe echo Wielkiego Strachu z tamtego czasu? Wiedziałam już, że Bykownia jest inna, niż się spodziewałam.
Do lasu prowadzi „czarna droga”, oznaczona biało-czarnymi palikami, zwieńczonymi krzyżem. Na polance w głębi – drugi pomnik, tym razem gigantyczna ziemna mogiła, obłożona kamieniem, z imponującym krzyżem. A wszędzie dookoła – drzewa obwiązane ukraińskimi „rucznikami”, pięknie haftowanymi na czerwono i na niebiesko. I drzewa jak pomniki, jak nagrobki, bo na nich umieszczono dziesiątki, może nawet setki tabliczek epitafijnych. Tabliczki drewniane i metalowe, z zafoliowanymi zdjęciami i porcelanowymi portretami, niczym na prawdziwych nagrobkach. Na niektórych tabliczkach tylko imię, nazwisko, daty życia. Na innych – całe życiorysy, historie rodzin. Obok tabliczek dokumenty pośmiertnej rehabilitacji niewinnie skazanych. Amatorskie wiersze. Modlitwy za ofiary i przekleństwa wobec oprawców. Głosy, głosy, głosy.
Do takiej Bykowni wróciłam jeszcze parokrotnie. Fotografowałam, a potem, w Polsce, pokazywałam zdjęcia i starałam się opowiedzieć o niezwykłości tego lasu. O mnogości historii, które można tam poznać, idąc od tabliczki do tabliczki. O sile pamięci, która po dziesięcioleciach od zbrodni kazała dzieciom i wnukom ofiar przywozić pięknie haftowane „ruczniki” i zawieszać epitafia dla nieznanego osobiście, ale serdecznie wspominanego ojca, dziadka, pradziadka. Cytowałam bykowniańskie kalendarium, które jest bardzo proste.
Podczas Wielkiej Czystki 1937 miejscowe NKWD właśnie las obok wioski Bykownia wybrało na cmentarzysko swoich ofiar. Ludzie ginęli w kijowskich więzieniach, a stamtąd, nocą, przywożono ich ciała i grzebano w bezimiennych grobach. Były to głównie ofiary z ziemi kijowskiej, ale także obywatele z różnych części ZSRR, przywożeni do kijowskiej pieriesylki i tu mordowani. Bykownia jest cmentarzyskiem wielu narodów. W tym lesie stąpamy po śladach gigantycznej tragedii: Wielki Terror 1937 roku pochłonął miliony ofiar, a tutaj spoczęły szczątki dziesiątków tysięcy. Należeli do różnych narodów i wyznawali różną wiarę.
Po ofiarach 1937 roku przyszły następne. Wiosną 1940, na mocy haniebnego „rozkazu” z 5 marca, wśród zamordowanych w Kijowie i pochowanych w Bykowni znaleźli się obywatele Rzeczypospolitej, aresztowani po 17 września 1939. Ofiary mordu katyńskiego.
Potem była hitlerowska okupacja Kijowa – i nowe ofiary. A wreszcie koniec stalinowskiego terroru i chruszczowowska „odwilż”. Jednak Bykownia nie doczekała się odkłamania, przeciwnie, podobnie jak w wypadku Katynia, także i w Kijowie rozpowszechniano kłamstwo, że w lesie, owszem, są pogrzebane ciała, ale to wszystko zamordowani przez nazistów… W roku 1971 przeprowadzono „badania”: do lasu wjechał ciężki sprzęt, użyto wojska i przekopano wiele zbiorowych mogił, niszcząc ślady, które mogłyby służyć jako dowód, że leżą tam zamordowani przed rokiem 1941.
Każdy ocalały skrawek papieru z dokumentów, kalendarzyków i notesów, papierośnica z grawerunkiem, napis w więzieniu wyskrobany na grzebieniu, kubku czy widelcu – to wszystko było dowodem zbrodni, bo pozwalało zidentyfikować właściciela, ofiarę mordu, i zadawało kłam wersji o odpowiedzialności hitlerowców. Akcję gigantycznego zbezczeszczenia tego miejsca zakończono pochówkiem części szczątków we wspólnej mogile. Podczas pieriestojki, za czasów Michaiła Gorbaczowa, powtórzono „badania”. Kolejny raz ciężki sprzęt i wojsko, kolejny raz naruszono spokój umarłym, aby znów „udowodnić” kłamliwą tezę. Jeszcze jeden pochówek w „brackiej mogile”. Nawieziono ziemi i piasku, zasypano ślady…
Bykowniańskie kłamstwo zaczęło pękać dopiero, gdy rozpadł się Związek Sowiecki i powstała niezależna Ukraina. Ale i wtedy odzyskiwanie pamięci o stalinowskich czasach przebiegało nieco inaczej niż w Polsce po roku 1989. Mimo iż istniał tutaj „ślad Katynia”, strona ukraińska
długo upierała się, że w Bykowni leżą, owszem, Polacy, ale z czasu Wielkiej Czystki. Pamiętam ten dzień w 2007 roku, kiedy podczas spotkania Federacji Rodzin Katyńskich dotarła do nas wiadomość, że w bykowniańskim lesie znaleziono „nieśmiertelnik” Józefa Naglika, starszego
sierżanta, komendanta strażnicy KOP, którego nazwisko widnieje na „liście katyńskiej” z Ukrainy. Pamiętam triumf Andrzeja Przewoźnika, sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który od dawna czekał na taki dowód materialny, przecinający dyskusję. To właśnie Rada Ochrony zlecała prace sondażowe, a następnie badania archeologiczne i ekshumacje w Bykowni.
Wszelkimi badaniami tutaj kierował prof. Andrzej Kola z toruńskiego Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika, dobrze znający problematykę katyńską z czasu, gdy prowadził prace ekshumacyjne w Charkowie, zanim powstał tam cmentarz. W Bykowni polskie ekipy pracowały w 2001, 2006 i 2007 roku. Byli tutaj geodeci i antropolodzy, pracę archeologów i historyków wspierali eksperci medycyny sądowej, o odnalezione przedmioty zadbali konserwatorzy i muzealnicy, a także dokumentaliści i archiwiści. Jesienią 2007 do „brackiej mogiły” dołożono trumny ze szczątkami wydobytymi przez polskich archeologów.
Ale ciągle brakowało porozumienia co do budowy polskiego upamiętnienia. Niespodziewany przełom nastąpił podczas obchodów 70. rocznicy Zbrodni Katyńskiej, kiedy Rodziny Katyńskie przybyły do Charkowa we wrześniu 2010. Podczas uroczystości premier Mykoła Azarow zadeklarował, że Ukraina „czeka na polski cmentarz w Bykowni”. Te słowa, wypowiedziane w obecności Rodzin i skierowane do prezydenta Polski, pana Bronisława Komorowskiego, uruchomiły lawinę. Zespół prof. Koli pracował w Bykowni w roku 2011 i 2012. Kierowana przez prof. Andrzeja Krzysztofa Kunerta Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ogłosiła konkurs na projekt cmentarza. W pracowni Marka Moderau powstała niezwykła koncepcja, nawiązująca do ideowych założeń wcześniejszych nekropolii katyńskich, ale odróżniająca się zamysłem artystycznym, użytym materiałem i sposobem zagospodarowania przestrzeni. W grudniu 2011 nastąpiło wmurowanie kamienia węgielnego – obok aktu erekcyjnego spoczęły urny z ziemią z miejsc symbolizujących Zbrodnię Katyńską (Kozielsk, Katyń, Starobielsk, Charków, Ostaszków, Miednoje) oraz urna w ziemią z Warszawy. We wrześniu 2012 poświęcono czwarty cmentarz katyński, a opodal zalążek memoriału ofiar zbrodni stalinowskich z ziemi kijowskiej. Rodziny Katyńskie, rodziny tych, którzy tutaj zginęli, doczekały się pogrzebu po 72 latach od Zbrodni**.
Tyle bykowniańskie kalendarium – skrótowe jak notatki do lekcji, którą trzeba odrobić. I gdzieś zagubiła się jeszcze jedna data: 24 czerwca 2001. Wtedy do Bykowni przyjechał Jan Paweł II. Był to prywatny fragment podczas wizyty Papieża na Ukrainie. Tak się stało, że nie udało mu się nigdy dotrzeć do Katynia, a czynił o to wieloletnie starania. W Bykowni modlił się przy „brackiej mogile”, wiedząc, że gdzieś tam, w głębi lasu, spoczywają ofiary Zbrodni Katyńskiej.
Na samym początku nowego tysiąclecia i nowego stulecia, w bykowniańskim lesie zaczęły się pojawiać „ruczniki” i tabliczki. Opowiadał mi o tym Mieczysław Góra, który jako zastępca kierownika uczestniczył w badaniach archeologiczno-ekshumacyjnych, prowadzonych w Bykowni w latach 2001–2012. Jako muzealnik służył tutaj swoją wiedzą fachową. Ale była to też praca wspierana potrzebą serca: na liście ofiar Zbrodni Katyńskiej z więzień Ukrainy widnieje nazwisko jego kuzyna, Józefa Kornata. Tak historia z podręczników splata się z historią domową. To właśnie Mieczysław Góra uświadomił mi, jak wielkiej profanacji dopuszczono się w lesie bykowniańskim podczas „badań” w latach 1970. i 1980.*** Wiem też, jak wielu ludzi należałoby wymienić, aby oddać sprawiedliwość ich odwadze i determinacji, dzięki którym pękło kłamstwo. Dziękujemy tym wszystkim, dzięki którym możemy na czwartym cmentarzu katyńskim położyć kwiaty, przywiezione z Polski.
Ale nie piszę tu książki o Bykowni, tylko wprowadzam do widoków, które zapamiętało oko. Moje opowieści o bykowniańskim lesie skończyły się paroma rodzinnymi wyprawami – i okazało się, że miałam rację: głosy stamtąd przyzywają różnych wędrowców. Stąd we wprowadzeniu cytuję bardzo osobistą refleksję, którą dla najbliższych napisał w 2011 roku Roman Skąpski. Takiej Bykowni już nie ma.
A kiedy zobaczyłam, co zdołał uchwycić na swoich fotografiach Tymon Kretschmer, nie miałam wątpliwości, że to jest piękna opowieść, którą trzeba pokazać wielu widzom.
Zależało nam, aby zdjęcia układały się w narrację. Wiemy jednak, że niektóre obrazy mogą być nieczytelne, dlatego towarzyszą im drobne wprowadzenia. Chcieliśmy zachować od zapomnienia widok Bykowni sprzed roku 2012, kiedy z drzew, dzięki tabliczkom i „rucznikom”, przemawiały do przechodnia osobiste losy ludzi tutaj pochowanych, a wspominanych przez rodziny na przekór dziesięcioleciom komunistycznego kłamstwa. Chcieliśmy pokazać, jak po 72 latach od Zbrodni ucieleśnił się „ślad Katynia” na Polskim Cmentarzu Wojennym.
Niech przemówią głosy z Bykowni.
* Taki tytuł nosi pierwsza publikacja na ten temat: Ukraiński ślad Katynia, oprac. Z. Gajowniczek, wstęp J. Tucholski, Warszawa 1995.
** Z prac ekshumacyjnych, które poprzedzały budowę cmentarzy katyńskich, powstało wiele fachowych publikacji, które składają się, na przykład, na nowoczesny opis tzw. „archeologii zbrodni”. Jako przykład można tutaj wymienić fundamentalną pracę prof. Andrzeja Koli: Archeologia zbrodni: oficerowie polscy na cmentarzu ofiar NKWD w Charkowie (Toruń 2005 i 2011), zbiór studiów: Charków – Katyń – Twer – Bykownia: w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej (red. A. Kola, J. Sziling, Toruń 2011). W biuletynie Federacji Rodzin Katyńskich, który służy jako materiał edukacyjny w codziennej działalności Rodzin, publikowaliśmy też materiały na ten temat, np. Mieczysław Góra, Bykownia – czwarty cmentarz katyński („Rodowód Rodzin Katyńskich. Biuletyn Federacji Rodzin Katyńskich” 2011/2012, nr 1). Można tam znaleźć krótką bibliografię.
*** W bykowniańskim lesie, z Mieczysławem Górą rozmawia Izabella Sariusz-Skąpska, „Rodowód Rodzin Katyńskich. Biuletyn Federacji Rodzin Katyńskich” 2013, nr 2.
Fotografie polsko-ukraińskiego cmentarza w Kijowie-Bykowni
Las w Bykowni 2011/2012
Zanim powstały cmentarze
Tabliczki epitafijne
Niezwykłe dowody pamięci
Zima 2012
Czarno-biało
Nowa Bykownia
Po latach starań
Roman Skąpski
Czy może być straszniejsze miejsce od Katynia?
Bykownia 2011
Niestety, na pewno może być. Na szczęście ominęło mnie wiele miejsc, gdzie tragedia ludzka przekracza wszelką, znaną mi miarę. Teraz jednak wiem, że na pewno od Katynia gorsza jest Bykownia.
Już od wejścia na teren ogromnego cmentarzyska zostajesz zaatakowany pytaniami, na które nie masz dobrej odpowiedzi – чому, чаму, dlaczego, prečo, why, warum, proč, pourquoi, почему – w ponad czterdziestu językach. Głosy wewnątrz Ciebie domagają się odpowiedzi. Pytają też, czemu nie odwiedzają Ich bliscy, dlaczego jak na innych cmentarzach nie ma tu tablic, nagrobków i zwyczajnych grobów, przy których spotyka się rodzina, zapala znicze i kładzie kwiaty. Dlaczego starsze panie nie krzątają się z miotłami i wiadrami, czyszcząc na połysk nagrobne płyty? Z jakiego powodu dziadkowie nie przyprowadzają na Ich groby wnuków i nie opowiadają fascynujących historii rodzinnych. Nie rozumieją, przecież leżą tu już ponad 70 lat.
Oni nie wychodzą z lasu. Najwyżej podchodzą do smutnego człowieka stojącego przed wejściem. Zastygła, spiżowa poza szczupłej, wysokiej postaci. Zgarbione pod ciężarem dramatu plecy. Kufajka zapięta pod szyją. W opuszczonych rękach ściśnięta uszanka i prawie pusty worek – skazańcowi niewiele potrzeba. Skupiona mina, chyba wiedział, co go czekało – nie wiedział i nadal nie wie, dlaczego. I te przeraźliwie smutne oczy. On także nie rozumie, dlaczego, a może już wie, dlaczego także do Niego nikt nie przychodzi. Opodal stoją szeregi czarnych, metalowych krzyży. Ich wyciągnięte w górę ramiona krzyczą, proszą, błagają, szepczą – dlaczego?
Widzisz Ich, jak przemykają między krzyżami i drzewami obwiązanymi ukraińskimi ręcznikami – wschodniosłowiańskim, zwyczajowym darem na dobrą drogę, z błogosławieństwem, z życzeniami powodzenia. Czasami jest Ich więcej i wtedy, za krzewami, szybko przesuwa się ciemniejsza, drżąca plama. Jakby stado wpół przeźroczystych szpaków leciało nakarmić się jagodami czarnego bzu. Wyglądają zza drzew, przysłaniają na moment słońce. Nikt nie wie, ilu Ich jest. Szacunki – bo dokumenty gdzieś się zapodziały – są bardzo nieprecyzyjne, od trzydziestu do ponad stu tysięcy. Niewyobrażalne. Tragiczne. Koszmarne. Jakie słowa mogą to nazwać?
Drzew obwiązanych dla upamiętnienia zamordowanych jest bardzo dużo, ale to kropla wobec wielości ofiar. Niektóre ręczniki są nowe, te z niebieskim nadrukiem, starsze z czerwonym i czerwono-zielonym wiszą tu dłużej. Widać, jak z upływem czasu zmienia się wzór i kolor. Niektóre z nich, już całkiem wyblakłe, wiszą tu pewnie od momentu, gdy można je było powiesić. Zapewne od „pomarańczowej rewolucji”. Między masą drukowanych, wiszą dwa ręczniki inne od pozostałych. Są haftowane i dużo bardziej osobiste od tamtych, po prostu ktoś powiesił domową pamiątkę – z całego serca błogosławił ofiarom na drogę.
Kiedy idziemy przez las szutrową drogą, zaznaczone drzewa towarzyszą nam przez cały czas. Niektórzy weszli głęboko w las, aby zaznaczyć, że Oni są tu wszędzie. Na starych sosnach są jeszcze inne ślady – podobno głębokie blizny powstały od uderzeń platform i samochodów, na których wieziono ciała ofiar. Przy wejściu na cmentarz, na szynach, stoi platforma tramwaju nr 23, którym nocami z centrum Kijowa wożono Ich do Bykowni.
Po około półtora kilometra drzewa lekko ustępują na boki i pojawiają się na nich dodatkowe elementy. Tabliczki i zdjęcia pomordowanych. Z zasady zdjęciu towarzyszy krótki tekst: kim był, kiedy urodzony, aresztowany, zamordowany, zrehabilitowany. Pomiędzy datą aresztowania i zamordowania czasu było bardzo niewiele, a pierwsze rehabilitacje pojawiają się dopiero w latach pięćdziesiątych. Zdjęcia są różne i przedstawiają z zasady chłopców i młodych mężczyzn. Zdjęć kobiet jest niewiele. Niektóre tabliczki są z metalu lub plastiku. Niektóre to napisy na desce, czasami całkiem już wyblakłe. Niektóre to kartki papieru, z których już niczego nie można przeczytać. Widać, że jak już było można, ktoś starszy powiesił ku pamięci i zapewne sam niedługo zmarł. Na jednym drzewie wisi ofoliowane urzędowe świadectwo śmierci, na innym Matka Boska Katyńska. Obok zdjęć wiszą krzyżyki, małe ikonostasy, różańce, sztuczne kwiaty i wszechobecne ręczniki. Jedna z najstarszych tabliczek to kartka za szkłem, przymocowana do starej, spróchniałej już deski, ze śladami dzięcioła szukającego korników. Cała jest spętana starym drutem kolczastym. Na tej kartce wiersz bez tytułu.
W centralnej części stoi wysoki, czarny, metalowy krzyż, a za nim wysoki na metr kopiec, do którego złożono szczątki wydobyte podczas ekshumacji, prowadzonych przez Ukraińców i Polaków. Kopiec obłożony kamieniem, na którym wisi kilkanaście tablic. Ekshumacji na przestrzeni lat było wiele. Te pierwsze robiło jeszcze w latach siedemdziesiątych KGB, tylko po to, aby zatrzeć ślady. Usunąć przedmioty pozwalające na identyfikacje konkretnych osób, jak i całych narodowości. Było ich podobno ponad czterdzieści. Tu wszystko jest podobno. Akcja zacierania śladów było skuteczna, lecz nie całkiem – tak we wschodnim stylu. Tak bałaganiarsko, żeby szybciej, żeby namieszać w kościach, żeby nikt nie wiedział, gdzie i kto leży. Nie mieli spokoju nawet po okrutnej śmierci.
Kiedy się czyta tabliczki na drzewach czy tablice nagrobne, dużo z nich brzmi znajomo. To nazwiska i imiona Polaków. Zespół polskich archeologów prof. Andrzeja Koli prowadził tu ekshumacje w latach 2001, 2006, 2007 i 2011. Pomagała mu specjalistyczna firma z Krymu.
W 2007 w głównej mogile pod krzyżem (po lewej stronie) pochowano szczątki 1 488 obywateli Rzeczypospolitej. Przy tym symbolicznym pochówku był Andrzej Sariusz-Skąpski, jako prezes Federacji Rodzin Katyńskich. Kolejna polska mogiła powstała w 2011.
Po tym lesie–grobie chodzi się po kościach. Ziemia oddaje je cały czas. Wspomaga Ich w prośbie: „Pochowajcie nas zgodnie z tradycją, w jakiej żyliśmy. Postawcie nam nagrobki, krzyże, macewy. Wypiszcie nasze nazwiska. Niech zostaną na wieki”.
Ten las jest straszny, a jednak przyroda jest normalna – motyle, sikory, sójki, dzięcioły, kruki. Nawet jesienią kwitną jeszcze kwiaty, czernią się, żółcą i czerwienią owoce. Chociaż nie wydaje się to stosowne, miejscowi szukają grzybów. Zgoła normalny las, w którym wiele drzew pamięta wstrząsające chwile sprzed 70 lat.
Trzeba jednak tam przyjeżdżać, wysłuchać Ich, uspokoić, powiedzieć, że w tej części świata jest już inaczej. I robić, co się da, żeby wszyscy o Nich i o takich miejscach pamiętali.
Od katowni do Bykowni
Krwią skąpana ziemia,
Odkąd dławi Ukrainę
Ciężka ręka Kremla.
Szlak ubity przez lud bity,
Śmierci przeznaczony.
Rozwścieczyli się bandyci –
„Partii szwadrony…”
Nauczyciel czy inżynier,
Maszynista, siewca zbóż.
Im ktoś lepszy, tym go szybciej
Hen na szafot, hen pod nóż!…
Zabijali bez wyroków,
Winy nie szukali.
Krew niewinnych przepalała
W wozach dno ze stali.
Gdyby w lesie tym zabici
Wstali w jednej chwili
Drzew czy nawet ździebeł lichych
Im by nie starczyło.
Zbrodni tej okrutnej, krwawej
Zapomnieć nie sposób.
Głos zabitych nawołuje
Trwoży serca popiół.
przekład Halyna Dubyk
„Bądźcie przeklęci, stalinowscy oprawcy”.
„Pamiętam, kocham, tęsknię. Syn”.
„Pamiętamy, smucimy się”.
„Pamiętamy, tęsknimy”.
„Na wieki pamiętać będą o Tobie dzieci i wnuki”.
„Pamięci nie można zniszczyć. Tęsknimy. Rodzina”.
„Niech Pan ukoi Twoją duszę”.
Prawa autorskie © Izabella Sariusz-Skąpska i Tymon Kretschmer
Żadna część tej strony nie może zostać użyta do celów komercyjnych ani być reprodukowana w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody autorów.
Szczegóły | Formularz kontaktowy