POLSKO-UKRAIŃSKI CMENTARZ WOJENNY W KIJOWIE-BYKOWNI

Las w By­kow­ni kry­je ta­jem­ni­ce okrut­nej epo­ki sta­li­now­skiej, po­cząw­szy od Wiel­kiej Czyst­ki 1937. W mo­rzu krwi, któ­rą wte­dy prze­la­no, jest tak­że pol­ska kro­pla. Tu spo­czę­li Po­la­cy, ofia­ry Zbrod­ni Ka­tyń­skiej, wię­zie­ni na Ukra­inie po 17 wrze­śnia 1939 i za­mor­do­wa­ni w 1940 roku. Ten ślad Ka­ty­nia łą­czy ludz­kie losy i tra­ge­dię osie­ro­co­nych z róż­nych narodów.

Kie­dy w 2012 roku Pol­ski Cmen­tarz Wo­jen­ny w By­kow­ni opu­sto­szał po uro­czy­sto­ści po­świę­ce­nia, zo­sta­li­śmy tu tro­chę dłu­żej. Były sło­necz­ne, wrze­śnio­we dni. I oka­za­ło się, że ki­jo­wia­nie, od­wie­dza­jąc ten pięk­ny las w wol­nym cza­sie, za­cho­dzą i tu­taj. Czy­ta­li pol­skie ta­blicz­ki epi­ta­fij­ne i na­pi­sy na bra­mie pa­mię­ci. Ktoś po­ru­szył ser­ce dzwo­nu. Wie­rzy­my, że go­spo­da­rze tej zie­mi, a za­ra­zem go­ście na Pol­skim Cmen­ta­rzu Wo­jen­nym, ro­zu­mie­ją wspól­ną, strasz­ną hi­sto­rię, któ­ra tu spoczęła.

Ліс в Биківні приховує таємниці жахливої сталінської епохи, починаючи від Великої Чистки 1937 року. В морі крові, яку тоді пролили, є також краплина крові польської. Тут спочивають поляки, жертви Катинського Розстрілу, котрих увязнено в Україні післі 17 вересня 1939 року і замучено в році 1940. Той Катинський слід поєднує людські долі та трагедії сиріт з різних народів.

Коли в 2012 році Польське Військове Кладовище в Биківні опустіло після урочистості посвячення, ми затримались там на довше. Були сонячні, вересневі дні. І виявилося, що кияни, гуляючи на дозвіллі в тому красивому лісі, заходять також сюди. Читають польські епітафійні таблички та написи на брамі памяті. Хтось сполохав серце дзвону. Ми віримо, що господарі цієї землі, а також гості Польського Військового Кладовища розуміють спільну, страшну історію, яка покоїться тут.

kwie­cień 2022

Zignorowana lekcja z historii

W 2015 roku na­kła­dem Na­ro­do­we­go Cen­trum Kul­tu­ry w War­sza­wie uka­zał się al­bum fo­to­gra­ficz­ny pod ty­tu­łem Cień Ka­ty­nia. By­kow­nia. Był on moją pró­bą udo­ku­men­to­wa­nia jed­ne­go z miejsc, w któ­rych nie po raz pierw­szy i nie po raz ostat­ni skrzy­żo­wa­ły się prze­ra­ża­ją­ce, nie­za­wi­nio­ne losy dwóch sło­wiań­skich na­ro­dów, oby­wa­te­li Pol­ski i Ukra­iny.
[Trze­ba w tym miej­scu wy­raź­nie za­zna­czyć, że w tę tra­gicz­ną i nie do po­ję­cia hi­sto­rię By­kow­ni, wplą­ta­no po­nad­to na­wet 40 in­nych narodowości…]

Do wspo­mnia­ne­go spo­tka­nia w by­kow­niań­skim Le­sie, pod ko­niec lat trzy­dzie­stych XX wie­ku, do­pro­wa­dzi­li przed­sta­wi­cie­le trze­ciej sło­wiań­skiej na­cji, funk­cjo­na­riu­sze to­ta­li­tar­ne­go Związ­ku Ra­dziec­kie­go, so­wiec­kiej, bez­względ­nej Rosji.

24 lu­te­go 2022 roku ten sam nie­zmien­ny sys­tem pod­łych, pry­mi­tyw­nych war­to­ści, od­ra­ża­ją­cych idei i okru­cień­stwa zwró­cił się prze­ciw­ko już bar­dzo eu­ro­pej­skiej, sa­mo­dziel­nej i wol­nej Ukra­inie. Współ­cze­sna, au­to­ry­tar­na Ro­sja zbroj­nie i bez­par­do­no­wo za­ata­ko­wa­ła na­szych Są­sia­dów, obie­ra­jąc za cel Wszyst­kich miesz­kań­ców Ukra­iny.
Cięż­ko żyć ze świa­do­mo­ścią, że całe zło i od­czło­wie­cze­nie Związ­ku Ra­dziec­kie­go tak bru­tal­nie po­wró­ci­ło do nas w XXI wie­ku… Trud­no od­pę­dzić my­śli, że ta­kie miej­sca jak Las w By­kow­ni, z bez­mia­rem rucz­ni­ków i ta­bli­czek na­grob­nych na pniach drzew, nie po­ja­wią się po­now­nie… Za na­sze­go ży­cia, w świe­cie, któ­ry fa­ła­szy­wie, jak się oka­zu­je, okre­śla­my mia­nem bez­piecz­ne­go, no­wo­cze­sne­go i cywilizowanego.

Być może Cmen­tarz w By­kow­ni już nie ist­nie­je, może w wy­ni­ku dzia­łań ro­syj­skie­go woj­ska zo­stał po­waż­nie uszko­dzo­ny lub cał­ko­wi­cie znisz­czo­ny. Tego nie wiem i na ile mogę, bro­nię się przed ta­ki­mi wia­do­mo­ścia­mi. Po­my­śla­łem jed­nak, że od­two­rzę tu­taj wy­dru­ko­wa­ne wy­da­nie wspo­mnia­ne­go albumu.

Nie chcę zo­stać źle zro­zu­mia­ny, ale Las w By­kow­ni, któ­ry pa­mię­tam z mo­jej pierw­szej w nim wi­zy­ty był tak zwy­czaj­nie, po pro­stu, był pięk­nym miej­scem. Czy sa­mo­zwań­cza, wzru­sza­ją­ca pa­mięć o Naj­bliż­szych może nie być piękna?

Ty­mon Kret­sch­mer
(fo­to­gra­fie)

Do Lasu w By­kow­ni po raz pierw­szy po­je­chał w 2011 roku pod­czas pry­wat­ne­go wy­jaz­du po­tom­ków Ofiar Zbrod­ni Ka­tyń­skiej.
Po­ru­szo­ny i za­fa­scy­no­wa­ny po­tę­gą ludz­kiej pa­mię­ci oraz sta­ra­nia­mi o od­kry­wa­nie praw­dy hi­sto­rycz­nej, po­wra­cał do Lasu jesz­cze trzykrotnie.

Nieodrobiona lekcja z historii

Bykowniańskie mogiły i czwarty cmentarz katyński

Przy dro­dze wy­jaz­do­wej z Ki­jo­wa w kie­run­ku na Char­ków, za­le­d­wie kil­ka ki­lo­me­trów od ostat­niej sta­cji me­tra, stoi czło­wiek. Dziw­ny to po­mnik: przy gła­zie z na­pi­sem „1937” wid­nie­je syl­wet­ka ła­gier­ni­ka, ubra­ne­go w cha­rak­te­ry­stycz­ny obo­zo­wy strój, z czap­ką w ręku, z wor­kiem, kry­ją­cym nę­dzar­ski do­by­tek zeka. Na­pis gło­si, że stąd za­czy­na się dro­ga do by­kow­niań­skie­go me­mo­ria­łu. A do­kład­niej: cały las, na skra­ju któ­re­go się zna­leź­li­śmy, to wiel­kie cmentarzysko.

„Trzy­dzie­sty siód­my” to jed­na z krwa­wych dat w ka­len­da­rium na­ro­dów, któ­re w XX stu­le­ciu mia­ły nie­szczę­ście zna­leźć się pod pa­no­wa­niem Związ­ku So­cja­li­stycz­nych Re­pu­blik Ra­dziec­kich. To­ta­li­tar­ny sys­tem pod gór­no­lot­ny­mi ha­sła­mi „do­bra ludz­ko­ści” i fa­sa­dą „no­we­go, wspa­nia­łe­go świa­ta” ukry­wał ma­so­we zbrod­nie, któ­re do dziś nie są do koń­ca po­zna­ne, nie były osą­dzo­ne, a ich ofia­ry w wie­lu miej­scach przez dzie­się­cio­le­cia cze­ka­ły – i na­dal cze­ka­ją – na god­ne upa­mięt­nie­nie. Jed­nym z ta­kich miejsc, gdzie w bez­i­mien­nych gro­bach spo­czę­li za­mor­do­wa­ni pod­czas Wiel­kiej Czyst­ki 1937 roku i po­tem, jest By­kow­nia pod Ki­jo­wem. Tu tak­że pro­wa­dzi ślad Zbrod­ni Katyńskiej.

Iza­bel­la Sa­riusz-Skąp­ska
(nar­ra­cja)

Wnucz­ka Bo­le­sła­wa, pro­ku­ra­to­ra za­mor­do­wa­ne­go w Ka­ty­niu. Od 1989 roku wraz z Oj­cem, An­drze­jem, współ­two­rzy­ła Ro­dzi­ny Ka­tyń­skie.
Pa­mięć i pa­mię­ta­nie są jej pa­sją: kie­dyś na­pi­sa­ła dok­to­rat o pol­skiej li­te­ra­tu­rze ła­gro­wej, na co dzień jako pre­zes Fe­de­ra­cji Ro­dzin Ka­tyń­skich opo­wia­da o ży­ciu kon­kret­nych lu­dzi z przeszłości.

Kie­dy po raz pierw­szy do­tar­łam do by­kow­niań­skie­go lasu w 2007 roku, by­łam przy­go­to­wa­na „teo­re­tycz­nie”. Mój Dzia­dek, Bo­le­sław Skąp­ski, zgi­nął w Ka­ty­niu. Na ży­ciu mo­je­go Taty i ca­łej ro­dzi­ny za­wsze kładł się cień ka­tyń­skie­go kłam­stwa, bo w pe­ere­low­skiej Pol­sce nie wol­no było gło­śno mó­wić praw­dy o tej tra­ge­dii. Pierw­szym ge­stem wol­no­ści po wy­bo­rach 1989 roku była piel­grzym­ka do Ka­ty­nia. Po­tem było two­rze­nie się Ro­dzin Ka­tyń­skich i co­dzien­ne dą­że­nie, aby za­bez­pie­czyć każ­dy ślad i do­wie­dzieć się jak naj­wię­cej, a przede wszyst­kim – aby zbu­do­wać Pol­skie Cmen­ta­rze Wo­jen­ne w Ka­ty­niu (gdzie zgi­nę­li jeń­cy Ko­ziel­ska), Char­ko­wie (jeń­cy Sta­ro­biel­ska) i w Mied­no­je (jeń­cy Ostasz­ko­wa). Trzy cmen­ta­rze ka­tyń­skie po­wsta­ły w 2000 roku.

Przez lata wra­ca­ło py­ta­nie o losy ofiar Zbrod­ni Ka­tyń­skiej, któ­re prze­by­wa­ły w wię­zie­niach za­chod­niej Ukra­iny i Bia­ło­ru­si i zgi­nę­ły jako wy­se­lek­cjo­no­wa­li „wro­go­wie ludu” mocą roz­ka­zu z 5 mar­ca 1940. Już w la­tach 1990. do­tar­ły do Pol­ski pierw­sze śla­dy, że w By­kow­ni leżą Po­la­cy. Dzię­ki ba­da­niom pro­ku­ra­to­ra An­drie­ja Amon­sa po­ja­wił się „ukra­iń­ski ślad Ka­ty­nia”*, ale do­pie­ro w 1994 roku za­stęp­ca sze­fa Służ­by Bez­pie­czeń­stwa Ukra­iny, ge­ne­rał An­driej Cho­micz, prze­ka­zał pol­skie­mu pro­ku­ra­to­ro­wi Ste­fa­no­wi Śnież­ko spis 3435 na­zwisk – tak zwa­ną „ukra­iń­ską li­stę ka­tyń­ską”. Ta skró­to­wa na­zwa rani miesz­kań­ców tej zie­mi: brzmi tak samo dwu­znacz­nie i ob­raź­li­wie, jak dla nas „pol­skie obo­zy za­gła­dy”, a dzi­siej­si oby­wa­te­le nie­pod­le­głej Ukra­iny chcą, aby pa­mię­tać o nich jako o ofia­rach sta­li­now­skie­go sys­te­mu. Dla nas „li­sta ukra­iń­ska” zna­czy po pro­stu, że mó­wi­my o Ofia­rach Zbrod­ni Ka­tyń­skiej, wię­zio­nych na Ukra­inie i tu­taj za­mor­do­wa­nych: w Ki­jo­wie, Cher­so­niu, Ode­ssie… Nie wszyst­kie miej­sca są zna­ne: wia­do­mo, że więk­szość zgi­nę­ła w Ki­jo­wie, dla­te­go to wła­śnie w By­kow­ni jest Ich sym­bo­licz­ny cmen­tarz. W 2012 roku tu­taj po­świę­co­no czwar­ty cmen­tarz katyński.

Kie­dy w 2007 roku wcho­dzi­łam do by­kow­niań­skie­go lasu, czwar­ty cmen­tarz ka­tyń­ski był tyl­ko pra­gnie­niem serc Ro­dzin Ka­tyń­skich. By­łam w Ki­jo­wie „wa­ka­cyj­nie”, po­zna­wa­łam mia­sto, zwie­dza­łam mu­zea i co dnia tra­fia­łam na słyn­ną ulicz­kę świę­te­go An­drze­ja, nie­uchron­nie wra­ca­jąc pod dom Buł­ha­ko­wa. Ki­jów był wte­dy dla mnie de­ko­ra­cją do lek­tu­ry Bia­łej gwar­dii, a każ­dy na­po­tka­ny czar­ny kot – za­po­wie­dzią Be­he­mo­ta z Mi­strza i Mał­go­rza­ty. Od­su­wa­łam „obo­wiąz­ko­wą” wy­pra­wę do By­kow­ni. I wresz­cie, w ostat­ni dzień po­by­tu, zna­la­złam się tam, w po­czu­ciu, że od­ra­biam za­da­ną lek­cję, ale prze­cież lek­cję do­brze zna­ną. Znam na pa­mięć Ka­tyń, prze­czy­ta­łam bi­blio­te­kę ksią­żek o sta­li­ni­zmie. Co no­we­go mogę zo­ba­czyć i prze­żyć?
I wte­dy przy­tra­fi­ła mi się By­kow­nia. Ła­gier­nik sto­ją­cy na skra­ju lasu. U jego stóp wy­schnię­te wień­ce. Smu­tek. Bez­na­dzie­ja. Za­po­mnie­nie. Skła­da­łam się do zdję­cia, kie­dy na po­bo­czu bar­dzo ru­chli­wej dro­gi za­trzy­mał się sa­mo­chód. Wy­sia­dło dwo­je sta­rych lu­dzi, do­słow­nie pod­bie­gli do po­mni­ka, szyb­ciut­ko zło­ży­li bu­kie­cik kwia­tów i rów­nie szyb­ko znik­nę­li… No, tak, za­par­ko­wa­li nie­prze­pi­so­wo? Nie, to nie było to. Po­li­czy­łam: są­dząc z wy­glą­du, obo­je byli dzieć­mi, kie­dy sza­la­ła Wiel­ka Czyst­ka 1937. Może gi­gan­tycz­ny mord po­chło­nął ko­goś bli­skie­go? Ro­dzi­ców? A ten po­śpiech to da­le­kie, lecz cią­gle żywe echo Wiel­kie­go Stra­chu z tam­te­go cza­su? Wie­dzia­łam już, że By­kow­nia jest inna, niż się spodziewałam.

Do lasu pro­wa­dzi „czar­na dro­ga”, ozna­czo­na bia­ło-czar­ny­mi pa­li­ka­mi, zwień­czo­ny­mi krzy­żem. Na po­lan­ce w głę­bi – dru­gi po­mnik, tym ra­zem gi­gan­tycz­na ziem­na mo­gi­ła, ob­ło­żo­na ka­mie­niem, z im­po­nu­ją­cym krzy­żem. A wszę­dzie do­oko­ła – drze­wa ob­wią­za­ne ukra­iń­ski­mi „rucz­ni­ka­mi”, pięk­nie ha­fto­wa­ny­mi na czer­wo­no i na nie­bie­sko. I drze­wa jak po­mni­ki, jak na­grob­ki, bo na nich umiesz­czo­no dzie­siąt­ki, może na­wet set­ki ta­bli­czek epi­ta­fij­nych. Ta­blicz­ki drew­nia­ne i me­ta­lo­we, z za­fo­lio­wa­ny­mi zdję­cia­mi i por­ce­la­no­wy­mi por­tre­ta­mi, ni­czym na praw­dzi­wych na­grob­kach. Na nie­któ­rych ta­blicz­kach tyl­ko imię, na­zwi­sko, daty ży­cia. Na in­nych – całe ży­cio­ry­sy, hi­sto­rie ro­dzin. Obok ta­bli­czek do­ku­men­ty po­śmiert­nej re­ha­bi­li­ta­cji nie­win­nie ska­za­nych. Ama­tor­skie wier­sze. Mo­dli­twy za ofia­ry i prze­kleń­stwa wo­bec opraw­ców. Gło­sy, gło­sy, głosy.

Do ta­kiej By­kow­ni wró­ci­łam jesz­cze pa­ro­krot­nie. Fo­to­gra­fo­wa­łam, a po­tem, w Pol­sce, po­ka­zy­wa­łam zdję­cia i sta­ra­łam się opo­wie­dzieć o nie­zwy­kło­ści tego lasu. O mno­go­ści hi­sto­rii, któ­re moż­na tam po­znać, idąc od ta­blicz­ki do ta­blicz­ki. O sile pa­mię­ci, któ­ra po dzie­się­cio­le­ciach od zbrod­ni ka­za­ła dzie­ciom i wnu­kom ofiar przy­wo­zić pięk­nie ha­fto­wa­ne „rucz­ni­ki” i za­wie­szać epi­ta­fia dla nie­zna­ne­go oso­bi­ście, ale ser­decz­nie wspo­mi­na­ne­go ojca, dziad­ka, pra­dziad­ka. Cy­to­wa­łam by­kow­niań­skie ka­len­da­rium, któ­re jest bar­dzo proste.

Pod­czas Wiel­kiej Czyst­ki 1937 miej­sco­we NKWD wła­śnie las obok wio­ski By­kow­nia wy­bra­ło na cmen­ta­rzy­sko swo­ich ofiar. Lu­dzie gi­nę­li w ki­jow­skich wię­zie­niach, a stam­tąd, nocą, przy­wo­żo­no ich cia­ła i grze­ba­no w bez­i­mien­nych gro­bach. Były to głów­nie ofia­ry z zie­mi ki­jow­skiej, ale tak­że oby­wa­te­le z róż­nych czę­ści ZSRR, przy­wo­że­ni do ki­jow­skiej pie­rie­syl­ki i tu mor­do­wa­ni. By­kow­nia jest cmen­ta­rzy­skiem wie­lu na­ro­dów. W tym le­sie stą­pa­my po śla­dach gi­gan­tycz­nej tra­ge­dii: Wiel­ki Ter­ror 1937 roku po­chło­nął mi­lio­ny ofiar, a tu­taj spo­czę­ły szcząt­ki dzie­siąt­ków ty­się­cy. Na­le­że­li do róż­nych na­ro­dów i wy­zna­wa­li róż­ną wiarę.

Po ofia­rach 1937 roku przy­szły na­stęp­ne. Wio­sną 1940, na mocy ha­nieb­ne­go „roz­ka­zu” z 5 mar­ca, wśród za­mor­do­wa­nych w Ki­jo­wie i po­cho­wa­nych w By­kow­ni zna­leź­li się oby­wa­te­le Rze­czy­po­spo­li­tej, aresz­to­wa­ni po 17 wrze­śnia 1939. Ofia­ry mor­du katyńskiego.

Po­tem była hi­tle­row­ska oku­pa­cja Ki­jo­wa – i nowe ofia­ry. A wresz­cie ko­niec sta­li­now­skie­go ter­ro­ru i chrusz­czo­wow­ska „od­wilż”. Jed­nak By­kow­nia nie do­cze­ka­ła się od­kła­ma­nia, prze­ciw­nie, po­dob­nie jak w wy­pad­ku Ka­ty­nia, tak­że i w Ki­jo­wie roz­po­wszech­nia­no kłam­stwo, że w le­sie, ow­szem, są po­grze­ba­ne cia­ła, ale to wszyst­ko za­mor­do­wa­ni przez na­zi­stów… W roku 1971 prze­pro­wa­dzo­no „ba­da­nia”: do lasu wje­chał cięż­ki sprzęt, uży­to woj­ska i prze­ko­pa­no wie­le zbio­ro­wych mo­gił, nisz­cząc śla­dy, któ­re mo­gły­by słu­żyć jako do­wód, że leżą tam za­mor­do­wa­ni przed ro­kiem 1941.

Każ­dy oca­la­ły skra­wek pa­pie­ru z do­ku­men­tów, ka­len­da­rzy­ków i no­te­sów, pa­pie­ro­śni­ca z gra­we­run­kiem, na­pis w wię­zie­niu wy­skro­ba­ny na grze­bie­niu, kub­ku czy wi­del­cu – to wszyst­ko było do­wo­dem zbrod­ni, bo po­zwa­la­ło zi­den­ty­fi­ko­wać wła­ści­cie­la, ofia­rę mor­du, i za­da­wa­ło kłam wer­sji o od­po­wie­dzial­no­ści hi­tle­row­ców. Ak­cję gi­gan­tycz­ne­go zbez­czesz­cze­nia tego miej­sca za­koń­czo­no po­chów­kiem czę­ści szcząt­ków we wspól­nej mo­gi­le. Pod­czas pie­rie­stoj­ki, za cza­sów Mi­cha­iła Gor­ba­czo­wa, po­wtó­rzo­no „ba­da­nia”. Ko­lej­ny raz cięż­ki sprzęt i woj­sko, ko­lej­ny raz na­ru­szo­no spo­kój umar­łym, aby znów „udo­wod­nić” kłam­li­wą tezę. Jesz­cze je­den po­chó­wek w „brac­kiej mo­gi­le”. Na­wie­zio­no zie­mi i pia­sku, za­sy­pa­no ślady…

By­kow­niań­skie kłam­stwo za­czę­ło pę­kać do­pie­ro, gdy roz­padł się Zwią­zek So­wiec­ki i po­wsta­ła nie­za­leż­na Ukra­ina. Ale i wte­dy od­zy­ski­wa­nie pa­mię­ci o sta­li­now­skich cza­sach prze­bie­ga­ło nie­co ina­czej niż w Pol­sce po roku 1989. Mimo iż ist­niał tu­taj „ślad Ka­ty­nia”, stro­na ukra­iń­ska
dłu­go upie­ra­ła się, że w By­kow­ni leżą, ow­szem, Po­la­cy, ale z cza­su Wiel­kiej Czyst­ki. Pa­mię­tam ten dzień w 2007 roku, kie­dy pod­czas spo­tka­nia Fe­de­ra­cji Ro­dzin Ka­tyń­skich do­tar­ła do nas wia­do­mość, że w by­kow­niań­skim le­sie zna­le­zio­no „nie­śmier­tel­nik” Jó­ze­fa Na­gli­ka, star­sze­go
sier­żan­ta, ko­men­dan­ta straż­ni­cy KOP, któ­re­go na­zwi­sko wid­nie­je na „li­ście ka­tyń­skiej” z Ukra­iny. Pa­mię­tam triumf An­drze­ja Prze­woź­ni­ka, se­kre­ta­rza Rady Ochro­ny Pa­mię­ci Walk i Mę­czeń­stwa, któ­ry od daw­na cze­kał na taki do­wód ma­te­rial­ny, prze­ci­na­ją­cy dys­ku­sję. To wła­śnie Rada Ochro­ny zle­ca­ła pra­ce son­da­żo­we, a na­stęp­nie ba­da­nia ar­che­olo­gicz­ne i eks­hu­ma­cje w Bykowni.

Wszel­ki­mi ba­da­nia­mi tu­taj kie­ro­wał prof. An­drzej Kola z to­ruń­skie­go Uni­wer­sy­te­tu im. Mi­ko­ła­ja Ko­per­ni­ka, do­brze zna­ją­cy pro­ble­ma­ty­kę ka­tyń­ską z cza­su, gdy pro­wa­dził pra­ce eks­hu­ma­cyj­ne w Char­ko­wie, za­nim po­wstał tam cmen­tarz. W By­kow­ni pol­skie eki­py pra­co­wa­ły w 2001, 2006 i 2007 roku. Byli tu­taj geo­de­ci i an­tro­po­lo­dzy, pra­cę ar­che­olo­gów i hi­sto­ry­ków wspie­ra­li eks­per­ci me­dy­cy­ny są­do­wej, o od­na­le­zio­ne przed­mio­ty za­dba­li kon­ser­wa­to­rzy i mu­ze­al­ni­cy, a tak­że do­ku­men­ta­li­ści i ar­chi­wi­ści. Je­sie­nią 2007 do „brac­kiej mo­gi­ły” do­ło­żo­no trum­ny ze szcząt­ka­mi wy­do­by­ty­mi przez pol­skich archeologów.

Ale cią­gle bra­ko­wa­ło po­ro­zu­mie­nia co do bu­do­wy pol­skie­go upa­mięt­nie­nia. Nie­spo­dzie­wa­ny prze­łom na­stą­pił pod­czas ob­cho­dów 70. rocz­ni­cy Zbrod­ni Ka­tyń­skiej, kie­dy Ro­dzi­ny Ka­tyń­skie przy­by­ły do Char­ko­wa we wrze­śniu 2010. Pod­czas uro­czy­sto­ści pre­mier My­ko­ła Aza­row za­de­kla­ro­wał, że Ukra­ina „cze­ka na pol­ski cmen­tarz w By­kow­ni”. Te sło­wa, wy­po­wie­dzia­ne w obec­no­ści Ro­dzin i skie­ro­wa­ne do pre­zy­den­ta Pol­ski, pana Bro­ni­sła­wa Ko­mo­row­skie­go, uru­cho­mi­ły la­wi­nę. Ze­spół prof. Koli pra­co­wał w By­kow­ni w roku 2011 i 2012. Kie­ro­wa­na przez prof. An­drze­ja Krzysz­to­fa Ku­ner­ta Rada Ochro­ny Pa­mię­ci Walk i Mę­czeń­stwa ogło­si­ła kon­kurs na pro­jekt cmen­ta­rza. W pra­cow­ni Mar­ka Mo­de­rau po­wsta­ła nie­zwy­kła kon­cep­cja, na­wią­zu­ją­ca do ide­owych za­ło­żeń wcze­śniej­szych ne­kro­po­lii ka­tyń­skich, ale od­róż­nia­ją­ca się za­my­słem ar­ty­stycz­nym, uży­tym ma­te­ria­łem i spo­so­bem za­go­spo­da­ro­wa­nia prze­strze­ni. W grud­niu 2011 na­stą­pi­ło wmu­ro­wa­nie ka­mie­nia wę­giel­ne­go – obok aktu erek­cyj­ne­go spo­czę­ły urny z zie­mią z miejsc sym­bo­li­zu­ją­cych Zbrod­nię Ka­tyń­ską (Ko­zielsk, Ka­tyń, Sta­ro­bielsk, Char­ków, Ostasz­ków, Mied­no­je) oraz urna w zie­mią z War­sza­wy. We wrze­śniu 2012 po­świę­co­no czwar­ty cmen­tarz ka­tyń­ski, a opo­dal za­lą­żek me­mo­ria­łu ofiar zbrod­ni sta­li­now­skich z zie­mi ki­jow­skiej. Ro­dzi­ny Ka­tyń­skie, ro­dzi­ny tych, któ­rzy tu­taj zgi­nę­li, do­cze­ka­ły się po­grze­bu po 72 la­tach od Zbrodni**.

Tyle by­kow­niań­skie ka­len­da­rium – skró­to­we jak no­tat­ki do lek­cji, któ­rą trze­ba od­ro­bić. I gdzieś za­gu­bi­ła się jesz­cze jed­na data: 24 czerw­ca 2001. Wte­dy do By­kow­ni przy­je­chał Jan Pa­weł II. Był to pry­wat­ny frag­ment pod­czas wi­zy­ty Pa­pie­ża na Ukra­inie. Tak się sta­ło, że nie uda­ło mu się ni­gdy do­trzeć do Ka­ty­nia, a czy­nił o to wie­lo­let­nie sta­ra­nia. W By­kow­ni mo­dlił się przy „brac­kiej mo­gi­le”, wie­dząc, że gdzieś tam, w głę­bi lasu, spo­czy­wa­ją ofia­ry Zbrod­ni Katyńskiej.

Na sa­mym po­cząt­ku no­we­go ty­siąc­le­cia i no­we­go stu­le­cia, w by­kow­niań­skim le­sie za­czę­ły się po­ja­wiać „rucz­ni­ki” i ta­blicz­ki. Opo­wia­dał mi o tym Mie­czy­sław Góra, któ­ry jako za­stęp­ca kie­row­ni­ka uczest­ni­czył w ba­da­niach ar­che­olo­gicz­no-eks­hu­ma­cyj­nych, pro­wa­dzo­nych w By­kow­ni w la­tach 2001–2012. Jako mu­ze­al­nik słu­żył tu­taj swo­ją wie­dzą fa­cho­wą. Ale była to też pra­ca wspie­ra­na po­trze­bą ser­ca: na li­ście ofiar Zbrod­ni Ka­tyń­skiej z wię­zień Ukra­iny wid­nie­je na­zwi­sko jego ku­zy­na, Jó­ze­fa Kor­na­ta. Tak hi­sto­ria z pod­ręcz­ni­ków spla­ta się z hi­sto­rią do­mo­wą. To wła­śnie Mie­czy­sław Góra uświa­do­mił mi, jak wiel­kiej pro­fa­na­cji do­pusz­czo­no się w le­sie by­kow­niań­skim pod­czas „ba­dań” w la­tach 1970. i 1980.*** Wiem też, jak wie­lu lu­dzi na­le­ża­ło­by wy­mie­nić, aby od­dać spra­wie­dli­wość ich od­wa­dze i de­ter­mi­na­cji, dzię­ki któ­rym pę­kło kłam­stwo. Dzię­ku­je­my tym wszyst­kim, dzię­ki któ­rym mo­że­my na czwar­tym cmen­ta­rzu ka­tyń­skim po­ło­żyć kwia­ty, przy­wie­zio­ne z Polski.

Ale nie pi­szę tu książ­ki o By­kow­ni, tyl­ko wpro­wa­dzam do wi­do­ków, któ­re za­pa­mię­ta­ło oko. Moje opo­wie­ści o by­kow­niań­skim le­sie skoń­czy­ły się pa­ro­ma ro­dzin­ny­mi wy­pra­wa­mi – i oka­za­ło się, że mia­łam ra­cję: gło­sy stam­tąd przy­zy­wa­ją róż­nych wę­drow­ców. Stąd we wpro­wa­dze­niu cy­tu­ję bar­dzo oso­bi­stą re­flek­sję, któ­rą dla naj­bliż­szych na­pi­sał w 2011 roku Ro­man Skąp­ski. Ta­kiej By­kow­ni już nie ma.

A kie­dy zo­ba­czy­łam, co zdo­łał uchwy­cić na swo­ich fo­to­gra­fiach Ty­mon Kret­sch­mer, nie mia­łam wąt­pli­wo­ści, że to jest pięk­na opo­wieść, któ­rą trze­ba po­ka­zać wie­lu widzom.

Za­le­ża­ło nam, aby zdję­cia ukła­da­ły się w nar­ra­cję. Wie­my jed­nak, że nie­któ­re ob­ra­zy mogą być nie­czy­tel­ne, dla­te­go to­wa­rzy­szą im drob­ne wpro­wa­dze­nia. Chcie­li­śmy za­cho­wać od za­po­mnie­nia wi­dok By­kow­ni sprzed roku 2012, kie­dy z drzew, dzię­ki ta­blicz­kom i „rucz­ni­kom”, prze­ma­wia­ły do prze­chod­nia oso­bi­ste losy lu­dzi tu­taj po­cho­wa­nych, a wspo­mi­na­nych przez ro­dzi­ny na prze­kór dzie­się­cio­le­ciom ko­mu­ni­stycz­ne­go kłam­stwa. Chcie­li­śmy po­ka­zać, jak po 72 la­tach od Zbrod­ni ucie­le­śnił się „ślad Ka­ty­nia” na Pol­skim Cmen­ta­rzu Wojennym.

Niech prze­mó­wią gło­sy z Bykowni.

* Taki ty­tuł nosi pierw­sza pu­bli­ka­cja na ten te­mat: Ukra­iń­ski ślad Ka­ty­nia, oprac. Z. Ga­jow­ni­czek, wstęp J. Tu­chol­ski, War­sza­wa 1995.

** Z prac eks­hu­ma­cyj­nych, któ­re po­prze­dza­ły bu­do­wę cmen­ta­rzy ka­tyń­skich, po­wsta­ło wie­le fa­cho­wych pu­bli­ka­cji, któ­re skła­da­ją się, na przy­kład, na no­wo­cze­sny opis tzw. „ar­che­olo­gii zbrod­ni”. Jako przy­kład moż­na tu­taj wy­mie­nić fun­da­men­tal­ną pra­cę prof. An­drze­ja Koli: Ar­che­olo­gia zbrod­ni: ofi­ce­ro­wie pol­scy na cmen­ta­rzu ofiar NKWD w Char­ko­wie (To­ruń 2005 i 2011), zbiór stu­diów: Char­ków – Ka­tyń – Twer – By­kow­nia: w 70. rocz­ni­cę zbrod­ni ka­tyń­skiej (red. A. Kola, J. Szi­ling, To­ruń 2011). W biu­le­ty­nie Fe­de­ra­cji Ro­dzin Ka­tyń­skich, któ­ry słu­ży jako ma­te­riał edu­ka­cyj­ny w co­dzien­nej dzia­łal­no­ści Ro­dzin, pu­bli­ko­wa­li­śmy też ma­te­ria­ły na ten te­mat, np. Mie­czy­sław Góra, By­kow­nia – czwar­ty cmen­tarz ka­tyń­ski („Ro­do­wód Ro­dzin Ka­tyń­skich. Biu­le­tyn Fe­de­ra­cji Ro­dzin Ka­tyń­skich” 2011/2012, nr 1). Moż­na tam zna­leźć krót­ką bibliografię.

*** W by­kow­niań­skim le­sie, z Mie­czy­sła­wem Górą roz­ma­wia Iza­bel­la Sa­riusz-Skąp­ska, „Ro­do­wód Ro­dzin Ka­tyń­skich. Biu­le­tyn Fe­de­ra­cji Ro­dzin Ka­tyń­skich” 2013, nr 2.

Fo­to­gra­fie pol­sko-ukra­iń­skie­go cmen­ta­rza w Kijowie-Bykowni

Las w Bykowni 2011/2012

Za­nim po­wsta­ły cmentarze

Tabliczki epitafijne

Nie­zwy­kłe do­wo­dy pamięci

Zima 2012

Czar­no-bia­ło

Nowa Bykownia

Po la­tach starań

Ro­man Skąpski

Czy może być straszniejsze miejsce od Katynia?

Bykownia 2011

Nie­ste­ty, na pew­no może być. Na szczę­ście omi­nę­ło mnie wie­le miejsc, gdzie tra­ge­dia ludz­ka prze­kra­cza wszel­ką, zna­ną mi mia­rę. Te­raz jed­nak wiem, że na pew­no od Ka­ty­nia gor­sza jest Bykownia.

Już od wej­ścia na te­ren ogrom­ne­go cmen­ta­rzy­ska zo­sta­jesz za­ata­ko­wa­ny py­ta­nia­mi, na któ­re nie masz do­brej od­po­wie­dzi – чому, чаму, dla­cze­go, pre­čo, why, wa­rum, proč, po­urqu­oi, почему – w po­nad czter­dzie­stu ję­zy­kach. Gło­sy we­wnątrz Cie­bie do­ma­ga­ją się od­po­wie­dzi. Py­ta­ją też, cze­mu nie od­wie­dza­ją Ich bli­scy, dla­cze­go jak na in­nych cmen­ta­rzach nie ma tu ta­blic, na­grob­ków i zwy­czaj­nych gro­bów, przy któ­rych spo­ty­ka się ro­dzi­na, za­pa­la zni­cze i kła­dzie kwia­ty. Dla­cze­go star­sze pa­nie nie krzą­ta­ją się z mio­tła­mi i wia­dra­mi, czysz­cząc na po­łysk na­grob­ne pły­ty? Z ja­kie­go po­wo­du dziad­ko­wie nie przy­pro­wa­dza­ją na Ich gro­by wnu­ków i nie opo­wia­da­ją fa­scy­nu­ją­cych hi­sto­rii ro­dzin­nych. Nie ro­zu­mie­ją, prze­cież leżą tu już po­nad 70 lat.

Oni nie wy­cho­dzą z lasu. Naj­wy­żej pod­cho­dzą do smut­ne­go czło­wie­ka sto­ją­ce­go przed wej­ściem. Za­sty­gła, spi­żo­wa poza szczu­płej, wy­so­kiej po­sta­ci. Zgar­bio­ne pod cię­ża­rem dra­ma­tu ple­cy. Ku­faj­ka za­pię­ta pod szy­ją. W opusz­czo­nych rę­kach ści­śnię­ta uszan­ka i pra­wie pu­sty wo­rek – ska­zań­co­wi nie­wie­le po­trze­ba. Sku­pio­na mina, chy­ba wie­dział, co go cze­ka­ło – nie wie­dział i na­dal nie wie, dla­cze­go. I te prze­raź­li­wie smut­ne oczy. On tak­że nie ro­zu­mie, dla­cze­go, a może już wie, dla­cze­go tak­że do Nie­go nikt nie przy­cho­dzi. Opo­dal sto­ją sze­re­gi czar­nych, me­ta­lo­wych krzy­ży. Ich wy­cią­gnię­te w górę ra­mio­na krzy­czą, pro­szą, bła­ga­ją, szep­czą – dlaczego?

Wi­dzisz Ich, jak prze­my­ka­ją mię­dzy krzy­ża­mi i drze­wa­mi ob­wią­za­ny­mi ukra­iń­ski­mi ręcz­ni­ka­mi – wschod­nio­sło­wiań­skim, zwy­cza­jo­wym da­rem na do­brą dro­gę, z bło­go­sła­wień­stwem, z ży­cze­nia­mi po­wo­dze­nia. Cza­sa­mi jest Ich wię­cej i wte­dy, za krze­wa­mi, szyb­ko prze­su­wa się ciem­niej­sza, drżą­ca pla­ma. Jak­by sta­do wpół prze­źro­czy­stych szpa­ków le­cia­ło na­kar­mić się ja­go­da­mi czar­ne­go bzu. Wy­glą­da­ją zza drzew, przy­sła­nia­ją na mo­ment słoń­ce. Nikt nie wie, ilu Ich jest. Sza­cun­ki – bo do­ku­men­ty gdzieś się za­po­dzia­ły – są bar­dzo nie­pre­cy­zyj­ne, od trzy­dzie­stu do po­nad stu ty­się­cy. Nie­wy­obra­żal­ne. Tra­gicz­ne. Kosz­mar­ne. Ja­kie sło­wa mogą to nazwać?

Drzew ob­wią­za­nych dla upa­mięt­nie­nia za­mor­do­wa­nych jest bar­dzo dużo, ale to kro­pla wo­bec wie­lo­ści ofiar. Nie­któ­re ręcz­ni­ki są nowe, te z nie­bie­skim na­dru­kiem, star­sze z czer­wo­nym i czer­wo­no-zie­lo­nym wi­szą tu dłu­żej. Wi­dać, jak z upły­wem cza­su zmie­nia się wzór i ko­lor. Nie­któ­re z nich, już cał­kiem wy­bla­kłe, wi­szą tu pew­nie od mo­men­tu, gdy moż­na je było po­wie­sić. Za­pew­ne od „po­ma­rań­czo­wej re­wo­lu­cji”. Mię­dzy masą dru­ko­wa­nych, wi­szą dwa ręcz­ni­ki inne od po­zo­sta­łych. Są ha­fto­wa­ne i dużo bar­dziej oso­bi­ste od tam­tych, po pro­stu ktoś po­wie­sił do­mo­wą pa­miąt­kę – z ca­łe­go ser­ca bło­go­sła­wił ofia­rom na drogę.

Kie­dy idzie­my przez las szu­tro­wą dro­gą, za­zna­czo­ne drze­wa to­wa­rzy­szą nam przez cały czas. Nie­któ­rzy we­szli głę­bo­ko w las, aby za­zna­czyć, że Oni są tu wszę­dzie. Na sta­rych so­snach są jesz­cze inne śla­dy – po­dob­no głę­bo­kie bli­zny po­wsta­ły od ude­rzeń plat­form i sa­mo­cho­dów, na któ­rych wie­zio­no cia­ła ofiar. Przy wej­ściu na cmen­tarz, na szy­nach, stoi plat­for­ma tram­wa­ju nr 23, któ­rym no­ca­mi z cen­trum Ki­jo­wa wo­żo­no Ich do Bykowni.

Po oko­ło pół­to­ra ki­lo­me­tra drze­wa lek­ko ustę­pu­ją na boki i po­ja­wia­ją się na nich do­dat­ko­we ele­men­ty. Ta­blicz­ki i zdję­cia po­mor­do­wa­nych. Z za­sa­dy zdję­ciu to­wa­rzy­szy krót­ki tekst: kim był, kie­dy uro­dzo­ny, aresz­to­wa­ny, za­mor­do­wa­ny, zre­ha­bi­li­to­wa­ny. Po­mię­dzy datą aresz­to­wa­nia i za­mor­do­wa­nia cza­su było bar­dzo nie­wie­le, a pierw­sze re­ha­bi­li­ta­cje po­ja­wia­ją się do­pie­ro w la­tach pięć­dzie­sią­tych. Zdję­cia są róż­ne i przed­sta­wia­ją z za­sa­dy chłop­ców i mło­dych męż­czyzn. Zdjęć ko­biet jest nie­wie­le. Nie­któ­re ta­blicz­ki są z me­ta­lu lub pla­sti­ku. Nie­któ­re to na­pi­sy na de­sce, cza­sa­mi cał­kiem już wy­bla­kłe. Nie­któ­re to kart­ki pa­pie­ru, z któ­rych już ni­cze­go nie moż­na prze­czy­tać. Wi­dać, że jak już było moż­na, ktoś star­szy po­wie­sił ku pa­mię­ci i za­pew­ne sam nie­dłu­go zmarł. Na jed­nym drze­wie wisi ofo­lio­wa­ne urzę­do­we świa­dec­two śmier­ci, na in­nym Mat­ka Bo­ska Ka­tyń­ska. Obok zdjęć wi­szą krzy­ży­ki, małe iko­no­sta­sy, ró­żań­ce, sztucz­ne kwia­ty i wszech­obec­ne ręcz­ni­ki. Jed­na z naj­star­szych ta­bli­czek to kart­ka za szkłem, przy­mo­co­wa­na do sta­rej, spróch­nia­łej już de­ski, ze śla­da­mi dzię­cio­ła szu­ka­ją­ce­go kor­ni­ków. Cała jest spę­ta­na sta­rym dru­tem kol­cza­stym. Na tej kart­ce wiersz bez tytułu.

W cen­tral­nej czę­ści stoi wy­so­ki, czar­ny, me­ta­lo­wy krzyż, a za nim wy­so­ki na metr ko­piec, do któ­re­go zło­żo­no szcząt­ki wy­do­by­te pod­czas eks­hu­ma­cji, pro­wa­dzo­nych przez Ukra­iń­ców i Po­la­ków. Ko­piec ob­ło­żo­ny ka­mie­niem, na któ­rym wisi kil­ka­na­ście ta­blic. Eks­hu­ma­cji na prze­strze­ni lat było wie­le. Te pierw­sze ro­bi­ło jesz­cze w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych KGB, tyl­ko po to, aby za­trzeć śla­dy. Usu­nąć przed­mio­ty po­zwa­la­ją­ce na iden­ty­fi­ka­cje kon­kret­nych osób, jak i ca­łych na­ro­do­wo­ści. Było ich po­dob­no po­nad czter­dzie­ści. Tu wszyst­ko jest po­dob­no. Ak­cja za­cie­ra­nia śla­dów było sku­tecz­na, lecz nie cał­kiem – tak we wschod­nim sty­lu. Tak ba­ła­ga­niar­sko, żeby szyb­ciej, żeby na­mie­szać w ko­ściach, żeby nikt nie wie­dział, gdzie i kto leży. Nie mie­li spo­ko­ju na­wet po okrut­nej śmierci.

Kie­dy się czy­ta ta­blicz­ki na drze­wach czy ta­bli­ce na­grob­ne, dużo z nich brzmi zna­jo­mo. To na­zwi­ska i imio­na Po­la­ków. Ze­spół pol­skich ar­che­olo­gów prof. An­drze­ja Koli pro­wa­dził tu eks­hu­ma­cje w la­tach 2001, 2006, 2007 i 2011. Po­ma­ga­ła mu spe­cja­li­stycz­na fir­ma z Krymu.

W 2007 w głów­nej mo­gi­le pod krzy­żem (po le­wej stro­nie) po­cho­wa­no szcząt­ki 1 488 oby­wa­te­li Rze­czy­po­spo­li­tej. Przy tym sym­bo­licz­nym po­chów­ku był An­drzej Sa­riusz-Skąp­ski, jako pre­zes Fe­de­ra­cji Ro­dzin Ka­tyń­skich. Ko­lej­na pol­ska mo­gi­ła po­wsta­ła w 2011.

Po tym lesie–grobie cho­dzi się po ko­ściach. Zie­mia od­da­je je cały czas. Wspo­ma­ga Ich w proś­bie: „Po­cho­waj­cie nas zgod­nie z tra­dy­cją, w ja­kiej ży­li­śmy. Po­staw­cie nam na­grob­ki, krzy­że, ma­ce­wy. Wy­pisz­cie na­sze na­zwi­ska. Niech zo­sta­ną na wieki”.

Ten las jest strasz­ny, a jed­nak przy­ro­da jest nor­mal­na – mo­ty­le, si­ko­ry, sój­ki, dzię­cio­ły, kru­ki. Na­wet je­sie­nią kwit­ną jesz­cze kwia­ty, czer­nią się, żół­cą i czer­wie­nią owo­ce. Cho­ciaż nie wy­da­je się to sto­sow­ne, miej­sco­wi szu­ka­ją grzy­bów. Zgo­ła nor­mal­ny las, w któ­rym wie­le drzew pa­mię­ta wstrzą­sa­ją­ce chwi­le sprzed 70 lat.

Trze­ba jed­nak tam przy­jeż­dżać, wy­słu­chać Ich, uspo­ko­ić, po­wie­dzieć, że w tej czę­ści świa­ta jest już ina­czej. I ro­bić, co się da, żeby wszy­scy o Nich i o ta­kich miej­scach pamiętali.

Od ka­tow­ni do By­kow­ni
Krwią ską­pa­na zie­mia,
Od­kąd dła­wi Ukra­inę
Cięż­ka ręka Krem­la.
Szlak ubi­ty przez lud bity,
Śmier­ci prze­zna­czo­ny.
Roz­wście­czy­li się ban­dy­ci –
„Par­tii szwa­dro­ny…”
Na­uczy­ciel czy in­ży­nier,
Ma­szy­ni­sta, siew­ca zbóż.
Im ktoś lep­szy, tym go szyb­ciej
Hen na sza­fot, hen pod nóż!…
Za­bi­ja­li bez wy­ro­ków,
Winy nie szu­ka­li.
Krew nie­win­nych prze­pa­la­ła
W wo­zach dno ze sta­li.
Gdy­by w le­sie tym za­bi­ci
Wsta­li w jed­nej chwi­li
Drzew czy na­wet ździe­beł li­chych
Im by nie star­czy­ło.
Zbrod­ni tej okrut­nej, krwa­wej
Za­po­mnieć nie spo­sób.
Głos za­bi­tych na­wo­łu­je
Trwo­ży ser­ca popiół.

prze­kład Ha­ly­na Dubyk

„Bądź­cie prze­klę­ci, sta­li­now­scy oprawcy”.

„Pa­mię­tam, ko­cham, tę­sk­nię. Syn”.

„Pa­mię­ta­my, smu­ci­my się”.

„Pa­mię­ta­my, tęsknimy”.

„Na wie­ki pa­mię­tać będą o To­bie dzie­ci i wnuki”.

„Pa­mię­ci nie moż­na znisz­czyć. Tę­sk­ni­my. Rodzina”.

„Niech Pan ukoi Two­ją duszę”.

Pra­wa au­tor­skie © Iza­bel­la Sa­riusz-Skąp­ska i Ty­mon Kret­sch­mer
Żad­na część tej stro­ny nie może zo­stać uży­ta do ce­lów ko­mer­cyj­nych ani być re­pro­du­ko­wa­na w ja­ki­kol­wiek spo­sób bez pi­sem­nej zgo­dy au­to­rów.
Szcze­gó­ły | For­mu­larz kontaktowy