Las w Bykowni 2011/2012
Zanim powstały cmentarze
Historia Kijowa zaczęła się na prawym brzegu Dniepru. Uwiecznione na dawnych obrazach i starych fotografiach miasto spogląda z wysokiej skarpy na imponujące rozlewiska rzeki i bezkresne lasy na lewym brzegu. Tam gdzieś kryła się wieś Bykownia. W 1937 roku NKWD wybrało bykowniański las na cmentarz ofiar masowych mordów.
W 1940 roku właśnie tutaj przywożono z kijowskich więzień ciała obywateli Rzeczypospolitej, aresztowanych po 17 września 1939, więzionych na Ukrainie i pomordowanych bez sądu w wyniku zbrodniczego „rozkazu katyńskiego”, podpisanego 5 marca 1940 przez Stalina i członków Biura Politycznego WKP(b) KPZR. W lesie w Bykowni spoczywają Ofiary Zbrodni Katyńskiej.
Dzisiejszy Kijów rozrósł się także na lewy brzeg Dniepru i w swoje granice wchłonął maleńką Bykownię. Dlatego dzisiaj dojazd do bykowniańskiego lasu – zarówno samochodem, jak i „na piechotę” – jest bardzo prosty. Jadąc samochodem, kierujemy się na trasę Kijów–Browary (trasa europejska E95, E101). Po przekroczeniu Dniepru jedziemy Browarskim Prospektem (Броварський проспект, Brovarskoy Avenue), a po około dziewięciu kilometrach zatrzymujemy się przy charakterystycznym pomniku ofiar 1937 roku.
Jeśli podróżujemy bez samochodu, wybieramy w Kijowie linię metra oznaczoną M1 i dojeżdżamy do końcowej stacji Lisowa (Лiсова). Na Browarskim Prospekcie zatrzymujemy dowolny bus (tzw. marszrutkę), udający się w kierunku Browarów. Wprawdzie przy wejściu do bykowniańskiego memoriału nie ma przystanku, ale kierowcy marszrutek zatrzymują się tam bez sprzeciwu.
Wejście do Lasu znajduje się mniej więcej w punkcie o współrzędnych:
N 50° 28’ 46” / E 30° 41’ 54”
N 50.47949° / E 30.69842°
U wejścia do bykowniańskiego lasu z daleka widać rzędy metalowych krzyży. Ich sylwetki są tak wystylizowane, jakby ramiona krzyży były zarazem ludzkimi ramionami, wzniesionymi w niemym krzyku. Protestu? Błagania o pomoc? Upominania się o sprawiedliwość? Prośby o pamięć?
Krzyże przewiązane są „rucznikami” – począwszy od tego miejsca ten charakterystyczny dla ziemi ukraińskiej element towarzyszy odwiedzającym.
W 1995 roku u wejścia do lasu położono skalny blok z napisem „1937”. Dla tutejszych mieszkańców ta samotna data jest czytelna bez żadnego komentarza: oznacza Wielką Czystkę, jedną z największych stalinowskich zbrodni, która pochłonęła setki tysięcy niewinnie pomordowanych i uwięzionych w GUŁagu.
Przy głazie stoi samotny łagiernik: zgarbiona postura, nieobecne spojrzenie człowieka pozbawionego nadziei; ubrany jest w charakterystyczny obozowy buszłat, w dłoniach zmięta czapka. Przejmujący to widok i zarazem przestroga dla tych, którzy zaraz wejdą do lasu: „Pamiętajcie!”
Mijamy zrekonstruowany fragment torów i podwozie staromodnego tramwaju. Niegdyś tędy biegła linia tramwajowa Kijów–Browary. W latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku, w czasie masowych mordów, jakich NKWD dokonywało w więzieniach Kijowa, ciężarówki i specjalne wagony tramwajowe służyły do przewożenia ciał ofiar, które potem grzebano w anonimowych grobach w bykowniańskim lesie.
Z tamtych okrutnych lat, naznaczonych nocnymi egzekucjami i transportami, do dzisiaj przetrwała w języku kijowian przestroga: „Uważaj, bo trafisz na tramwaj linii 23”.
W głąb lasu prowadzi „czarna droga” – to tędy jeździły ciężarówki, wiozące ciała na bezimienne cmentarzysko.
Dziś tę trasę wyznaczają biało-czarne słupki z krzyżami.
Upadek Związku Sowieckiego i powstanie nowej Ukrainy to zarazem okres przywracania pamięci o ofiarach zbrodniczego komunistycznego systemu. Ale po dziesięcioleciach kłamstwa i zapomnienia pamięć wracała powoli i opornie. Dopiero od początku XXI wieku mieszkańcy ziemi kijowskiej coraz częściej i coraz śmielej wkraczali do lasu koło Bykowni.
Przywozili z sobą „ruczniki” – bogato haftowane obrusy, które na Ukrainie tradycyjnie są wianem młodej pary, towarzyszą ludziom całe życie, a potem składane są do trumny. „Ruczniki” zawiązywane na drzewach lasu–cmentarzyska to znak żywej pamięci o tych, których pochowano w zbiorowych mogiłach.
Półtora kilometra w głębi lasu wzniesiono pierwsze upamiętnienie ofiar. W 1971 roku zakopano tutaj skrzynie z ludzkimi szczątkami, byle jak wykopanymi z grobów. To nie były fachowe prace ekshumacyjne, ale barbarzyńskie niszczenie śladów. Usypana wtedy „bracka mogiła” miała ilustrować kłamliwą tezę sowieckiej propagandy o odpowiedzialności nazistów za dokonane tutaj zbrodnie. To rzekomo hitlerowcy jako okupanci ziemi kijowskiej w latach II wojny mieli tu dopuszczać się masowych mordów. W roku 1987 las znów przekopano w pośpiechu, a do wspólnej mogiły trafiły kolejne skrzynie z szczątkami. Rok później powstał charakterystyczny cokół i fałszywy napis o zbrodni hitlerowskiej.
W latach 1990. odnaleziono dokumenty wskazujące, że w Bykowni leżą także Polacy, ofiary Zbrodni Katyńskiej. Wytrwałe zabiegi polskiej dyplomacji umożliwiły podjęcie działań przez nasze ekipy ekshumacyjne. Na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dzięki determinacji jej sekretarza, Andrzeja Przewoźnika, pracował tutaj zespół prof. Andrzeja Koli, archeologa z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Działo się to w latach 2001, 2006, 2007, 2011 i 2012. Pieczołowicie zabezpieczano każdy ślad. W październiku 2007 odbyła się pierwsza uroczystość tymczasowego pochówku szczątków polskich ofiar. Skrzynie włożono do „brackiej mogiły”.
W czerwcu 2011 nastąpił kolejny polski pogrzeb. W osobnej mogile spoczęły skrzynie ze szczątkami, wydobytymi wtedy przez polską ekipę ekshumacyjną. Na tymczasowym grobie stanął żeliwny krzyż: swoim kształtem i użytym materiałem miał nawiązywać do wcześniejszych nekropolii katyńskich – poświęconych w roku 2000 cmentarzy w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Tam właśnie do budowy użyto żeliwa, zakonserwowanego tak, jakby rdzewiało od dziesięcioleci. Polska mogiła w Bykowni to był zaczątek czwartego cmentarza katyńskiego.
Bykowniańskie drzewa strzegą tajemnicy pomordowanych. Potomkowie tych, którzy tu spoczęli, przez wiele lat wiązali na drzewach tradycyjne „ruczniki”, a obok przybijali tabliczki z imionami bliskich. Odwiedzających to miejsce głęboko poruszały intymne epitafia, umieszczane obok pasów płótna, haftowanych na czerwono i na błękitno. Tabliczki były rzeźbione w drewnie i grawerowane na blasze. Na kawałkach drutu czy sznurka wisiały zdjęcia ofiar i zafoliowane kawałki papieru, gdzie opisano losy tych ludzi. Zdarzały się proste tabliczki z tektury i emaliowane czy porcelanowe portrety, jak na prawdziwym cmentarzu. Obok na drzewach przybijano drewniane krzyżyki i maleńkie ikony.
Teksty z tabliczek to wstrząsająca lekcja historii, jaka w okresie stalinowskiego terroru dotknęła mieszkańców Sowietów. Obok imienia, otczestwa i nazwiska na tabliczkach najczęściej widniały data urodzenia i data aresztowania. Czasem znany (przypuszczalny) rok śmierci. Czasem data dzienna egzekucji, a potem rehabilitacji. To oznacza, że bliscy ofiary nie bali się dociekać prawdy i udało się im nie tylko ustalić dzień śmierci, ale i przeprowadzić mozolny proces pośmiertnej rehabilitacji.
Prawa autorskie © Izabella Sariusz-Skąpska i Tymon Kretschmer
Żadna część tej strony nie może zostać użyta do celów komercyjnych ani być reprodukowana w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody autorów.
Szczegóły | Formularz kontaktowy